Miał być sweterek, ale że tak napiszę się zesweterkował. Po prostu nie umiem robić rękawów z główką. Próbowałam od góry. I zrobiłam. Spojrzałam. Komisyjnie z mamą stweirdziłyśmy, że wygląda to OKROPNIE. Sprułam. Proces ten powtórzył się jeszcze 2 razy. Czyli były 3 podejścia do rękawów.
Kamizelka po miesięcznym leżeniu (na szczęście nie dostała odleżyn ;)) wróciła do łask i jeszcze przed końcem roku ubiegłego została wykończona (już nie kwiknie ;)).
Obecnie prezentuje sie jak następuje (no może kolorki są ciut bardziej nasycone, ale nie za bardzo):
szybki rzut okiem na całość:
Środkowy romb z ryżowym wypełnieniem:
wykończenie paszki i dekoltu - bardzo mi się ten kolor podoba :)
I na koniec próba uchwycenia wypukłości wzoru:
Kamizelka powstała dla mojej mamy. Jest cieplutka (włóczka to Liwia która posiada w składzie wełnę) i mięciutka.
Lusiaczku, Haftyśko - chyba faktycznie pled będzie. Tylko mojej mamie muszę wybić pomysł podklejenia go fizeliną. Po prostu nie pasuje mi to jakoś... Ale to się jeszcze zobaczy. Dziś przybyło 10 kwadratów :)
Aja lubię takie sweterki z niemodnymi wzorami, warkocze zawsze wygladają elegancko!
OdpowiedzUsuńuwielbiam kamizelki, zwłaszcza te cieplutkie :) ta prezentuje się bardzo ciekawie :)
OdpowiedzUsuń