niedziela, 13 kwietnia 2014

227. Zaległości

Witajcie!
To, że mnie tu tyle czasu nie było nie oznacza że nic nie robiłam. Oznacza, że mam dużo zaległości do upublicznienia. Więc do rzeczy:

1.Ukończone UFO - Gwiazda Betlejemska prezentuje się tak:


Na dzień dzisiejszy jest nadal nie wyprana, nie wyprasowana i nie oprawiona. Trafiła do skrzynki z rzeczami do wykończenia. Nie wiem co z nią zrobić...

2. Koszyczek nr 2 -"różany":



Koszyczek wykonany z włóczki bawełnianej i akrylowej. Robiło się przyjemnie, ale efekt wyszedł z rodzaju tych "jak zawsze". Piękny motyw róży widoczny jest jako biała plama na różowym tle. Cóż, pruć mi się nie chce. Niech taki zostanie. I w sumie już został zagospodarowany.


3. Prezentowy poniedziałek:

W ostatni poniedziałek mi się przyfarciło. Nie dość że od mamy kolegi dostałam kompletną maszynę do szycia. Maszyna marki Westa, która jeszcze działa! Mechanizm napędzany jest nogą. Niestety nie mam do niej bębenka :/ z Łucznika i Singerki jest za duży.... Druga rzecz, która mnie niezmiernie ucieszyła. Był u mnie listonosz i przyniósł mi paczkę od Ani.   W paczce była masa książek robótkowych, które Ania oddawała za darmo!  Mnie trafiły się takie oto zestawy (zdjęcia podkradnięte od Ani):






ANIU - DZIĘKUJĘ!



4. Przegląd dokonań mojego sierściucha:

Kot wbrew pozorom jeszcze żyje i ma się na prawdę całkiem nieźle:

Ostatnio postanowiliśmy zrobić coś z jej anorektyczną posturą. Kotka ma 6 miesięcy i nic na masie nie przybiera. Pan z zoologicznego polecił nam tabletki witaminowo - drożdżowe. Drożdże i mleko a kot nakryty ścierką siedzi koło kaloryfera. My natomiast czekamy aż urośnie ;) Żartowałam, siedzi bez ścierki, o ile akurat nie zabawia się w hydraulika penetrują rury:


Nasza sierściucha to w ogóle multiinstrumentaliskta. Nie straszna jej jest gra nawet na basie:


 Szczególną jednak miłością pała do wszelakich włóczek, najlepsze są te które są w użyciu:



Haftami też nie pogardzi. Ani igła ani nitka nie są jej straszne:




 Dlatego czasami po prostu czekam, aż to dziecię szatana po prostu zaśnie:


Tym razem to by było na tyle! Dziękuję Wam serdecznie za odwiedziny!  Zapraszam ponownie!

wtorek, 25 marca 2014

226. Koszyczek nr 1 - serduszkowy

Dawno, dawno temu... No dobrze, nie tak dawno temu zajrzałam na bloga Kasi. I tam zainspirowałam się jednym z "inspirujących poniedziałków". Jeżeli ktoś nie wie o co chodzi to proszę udać się z odwiedzinami do Kasi i poszukać inspirujących poniedziałków ;)

Powracając do tematu. W poście, który mam na myśli Kasia przedstawiła kilka różnych fantastycznych koszyków i koszyczków. Tak mi się spodobał pomysł szydełkowych koszyczków, że postanowiłam sobie zrobić jeden. Pogrzebałam w moim przepastnym koszu i wyciągnęłam trzy kłębki :) Dwa odcienie fioletu i jeden biały. Początkowo miał być w paski, ale przypomniałam sobie o czarnej próbce i pomyślałam: "czemu nie?".
I tak oto powstał taki koszyczek:


Jako, że górna krawędź za bardzo odcinała się od wzoru postanowiłam obszyć ją cekinami:


Taki sam problem i takie samo jego rozwiązanie było przy spodzie koszyczka:


Efekt? Estetyczny przedmiot użytkowy i trzy kłębki mniej w koszu z resztkami  :)


 Koszyczek od razu znalazł zastosowanie. Kolejny "śmietnik" na kłębuszki :)


 Samo robienie koszyczków tak mi się spodobało, że do dzisiaj machnęłam jeszcze cztery. Wczoraj zaczęłam szósty, ale zrezygnowałam. Chyba mi się na razie przejadły. Wróciłam do krzyżyków i skończyłam Gwiazdę betlejemską :) i zaczęłam haftować serwetkę na którą moje oczy spoglądały tęsknym wzrokiem :)

A teraz uciekam, wracam do zmniejszania bałaganu albo do haftowania. Zobaczymy co silniejsze ;)

środa, 19 marca 2014

225. Angry bird

- A zrobisz mi Angry Berda?
- A chcesz?
- A zrobisz?
- To przynieś mi włóczkę, którą wczoraj kot rozbebeszył...

I tak słowo ptakiem się stało. A że wielkie rzeczy wymagają czasu i cierpliwości to stawało się to ciut dłużej, ale nie aż tak znowusz długo. Tylko jedną dniówkę i trzy odcinki Zbuntowanego Anioła ;) A tak na prawdę najdłużej zeszło z walką o włóczkę z moim kotem. Cóż obie miałyśmy pomysł na włóczkę, tylko że każda inny i totalnie nie grające ze sobą. Takie życie. Ale walkę wygrałam ja :) pomimo jednej próby zniszczenia wyrobu przez kiciusia. Próba była z resztą udana...
 Zaczęłam więc znowu. Potem sprułam ze względu na brak włóczki na brzuszek. Zaczęłam znowu i tak za trzecim razem udało się osiągnąć zamierzony efekt. Potem został już tylko dzióbek, oczka, brwi, grzebień, ogon... Robiłam sama z siebie bez żadnego wzoru. Chyba nie wyszło aż tak źle:




I zbliżenie na mój ulubiony element ptaszora, czyli dziób:


 Wszystkie elementy bez wyjątku zrobione są na drutach. Później przy pomocy igły i nitki zostały ze sobą połączone. Najdłużej napracowałam się nad dziobem - najpierw zrobiłam po dwie "piramidki", a potem szwami i przeszyciami odpowiednio je formowałam. Warto było :)

Nie jest to mój jedyny łikendowy wyrób, ale nie wszystko na raz :)
A teraz Wam już powiem, że pracuję nad prawdziwym twardym facetem z jajami i włosami na klacie :)

Pozdrawiam i uciekam :)


sobota, 15 marca 2014

224. Kolejny woreczek

Dziś będzie proszę ja Was, kolejny woreczek. A może kopertówka? Bo woreczek to raczej okrągły jest, a to jest płaskie i z klapką.
Kopertówka ma wymiary ok. 10x10 cm. Zrobiona jest z granatowej włóczki, ozdobiona rzędem cekinów:


No co ja poradzę na to, że ostatnio takie połączenie mi się bardzo spodobało?

Tak wygląda po otwarciu:



 A tak uroczy moim zdaniem detal:


 Cóż, cekiny tak odbijają światło, że wyglądają jakby były chabrowe. Tymczasem są w takim samym kolorze jak kopertóweczka.

Ktoś z Was może zadać pytanie: Po co komu takie coś? Odpowiedź jest prostsza niż się wydaje. Otóż raz na jakiś czas przychodzi szczęśliwy okres w życiu kobiety. Dzieje się to tak średnio raz w miesiącu ;) I chociaż producenci produkują już podpaski w wygodnych i estetycznie zapakowanych pojedynczych sztukach, to ja mimo wszystko nie lubię taszczyć w plecaku/torebce całego opakowania ze sobą. Nie lubię też ich wpychać pomiędzy tusz do rzęs a błyszczyk w kosmetyczce. A że nie lubię jak mi się luzem walają to sobie zrobiłam kiedyś podobne etui. A teraz po prostu kombinuję z kolejnymi modelami :) Etui można także wykorzystać do innych celów :)

A na koniec jeszcze mój ulubiony ostatnio widok:


Ot, taka mała sroka się ze mnie chyba robi :)



czwartek, 13 marca 2014

223. Czarno to widzę...

No to dzisiaj Wam pokarzę to co ja tak czarno widzę.
Zaczęło się od tego (zawsze to się przecież musi jakoś zacząć prawda?), że zadowolona uzyskanym efektem woreczka z poprzedniego posta postanowiłam popełnić jeszcze jeden. Tym razem postanowiłam pobawić się wzorami wrabianymi na szydełku. I znów wzięłam szydełko i  dwa kłębki pozornie pasującej do siebie włóczki. Jedna czarna a druga szara cieniowana. Włóczki nie wiem jakie, były bez banderol.
No tak, tylko jaki wybrać wzór?
Woreczek zaczęłam robić na około, ale źle oczka rozliczyłam. Sprułam to co zrobiłam  i zaczęłam robić prosto, żeby zobaczyć co też z tego wyjdzie.

Efekt wyszedł taki:



Melanżowa włóczka w takich odcieniach to chyba nie był mój nalepszy pomysł. Niestety żal mi jest pruć. Pół wieczoru zastanawiałam się co z tego zrobić. Może kocyk, najlepiej dziecięcy, ale to jest kiepski pomysł, a na duży pled nie mam cierpliwości. 

Dzianina po lewej i prawej wyszła taka sama:



 Najlepiej to by się nadawało na łapkę kuchenną, ale w swojej kuchni raczej jej nie powieszę. Nie pasuje mi do wystroju...

Może Wy macie jakiś pomysł do zastosowania tego czegoś?

Echo Waszych komentarzy:
Kalliope - mi też się podobają te różne faktury i kolorki :) Cieszę się, że i Tobie przypadły do gustu

Pozdrawiam




środa, 12 marca 2014

222. Błękitów c.d.

Słowem wstępu powiem tak: chyba częściej będę Wam takie zajawki tego co robię pokazywać, to będziecie częściej i chętniej mnie odwiedzać :) Ale jeszcze chwilkę potrzymam Was w napięciu i opowiem o etapach powstawania...

Najpierw były kłębki. Kłębki większe i kłębki mniejsze. Było też szydełko. Takie sobie, zwykłe teflonowe. Potem zrodził się pomysł, żeby kłębki ze szydełkiem połączyć. I tak powstało coś. Potem doszły do tego cekinki i powstało coś takiego:


 Potem doszłam do wniosku, że ten błękit potrzebuje granatu. A że szydełko mi się znudziło więc wzięłam druty. Cienkie jak diabli, wyginały mi się w palcach. Włóczka była dosyć gruba, ale i tak się robiło przyjemnie.


A gdy druty mi się "znudziły" wzięłam ponownie szydełko i kłębuszek cieeenkiej włóczki w kolorze chabrowym. Powstało coś takiego. Miały być jeszcze koraliki, ale może tak bez przesadyzmu ;)


Całość wyszła taka, pusta troszkę nieciekawa, ale....


Ale, ale... jak już się woreczek napełni, i koronka się ładnie rozłoży to się chyba ładnie prezentuje prawda?


Na boczku zaś tak:


Woreczek jest dosyć pojemny i w związku z tym, że jest to dzianina jest dosyć rozciągliwy. Bez problemu wchodzi do niego mała robótka:


 A tę małą robótkę pokarze Wam następnym razem bo niestety nadal czarno widzę jej losy...

Echo Waszych komentarzy:

Dziękuję Wam serdecznie za ochy i achy :) Było warto się przemęczyć :) Katarzyno G, co do prasowana to jest ono ciężkie. Najlepiej robić to czubkiem żelazka. Próbowałam przez ścierkę, ale kiepsko się tak prasuje :/ Na szczęście jakiś czas temu kupiłam żelazko ze stopą ceramiczną. Tanie nie było, ale się opłacało :)


Zapraszam ponownie a teraz uciekam z powrotem do drutów :)









piątek, 7 marca 2014

221. Błękity

Codziennie staram się zrobić chociaż troszkę krzyżyków w mojej gwieździe betlejemskiej, ale od wczoraj jakoś ona mi  nie idzie. Odskocznia w postaci serwety na drutach niestety została spruta. Wzór prosty, ale wykonawca do bani. W newralgicznym momencie popełniłam błąd - nie przerzuciłam oczek z lewego druta na prawy. Myślałam, że obejdzie się bez prucia i przerabiałam dalej łudząc się, że to jakoś "naprawię". Może gdybym znacznikami sobie zaznaczyła motywy to by i takie coś wyszło. Znaczników jednak nie posiadam i się przeliczyłam. Wyszło koszmarnie. Niestety kto robił na drutach ażury ten wie, że łapać sprute oczka jest bardzo trudno, a że ja nerwus jestem to się nie bawiłam w takie coś... Heh... No nic tylko głową o ścianę walnąć...
Jak nie haftowanie, albo na drutach robienie to co? Jako, że moje ręce nie znoszą bycia nie zajętymi chwyciłam za szydełko :) Wzięłam to i owo i powstała taka oto próbka:


 Postanowiłam zużyć troszkę resztkowych kłębków. Potem pomyślałam o cekinach


I tak kombinowałam, i kombinowałam. Cekinami się bawiłam :) i taki wyszedł efekt:


Efekt cudowania jednak mnie nie zadowolił i cekiny jednym sprawnym pociągnięciem odprułam. Potem pomyślałam i przytwierdziłam je na nowo :) Ale jak i co z tego wyszło następnym razem :)


Pozdrawiam serdecznie i zapraszam ponownie :)



środa, 5 marca 2014

SAL BC - Finisz

Jako, że mój zmęczony po mojej dzisiejszej kąpieli kiciuś zasnął (jak smok na skarbach) na moim tamborku, postanowiłam zaprezentować Wam jedną taką zaległość.
Jakiś czas temu (oj długi to już był czas) wzięłam udział w SALu BC. Zadanie: wyhaftować krzak głogu, którego twórcą wzoru jest Renato Parolin. Robótka ciągnęła mi się od 2011 roku, skończyłam ją grubo przed Bożym Narodzeniem zeszłego roku. Czyli w sumie zeszło mi bagatela około 2 lat. Co przez ten czas robótka odleżała w koncie to jej. W takim stanie przeleżała prawie pół roku:







Kanwa pomimo tego że drobna, była bardzo fajna (kolor beżowy, żadne zdjęcie nie oddaje wiarygodnie jej koloru). Super się na niej wyszywało. Niestety dobór nici przeze mnie nie należał do najlepszych. Uroiło się coś w tym moim durnym łbie, że to ma być nić Diamant DMC (eh, te moje sadomasochistyczne skłonności). Niestety zaczęłam to haftować na długo przed moim testem nici metalicznych. Po nim długo trawiłam, myślałam i doszłam do wniosku, że haft skończę jednak nicią: Madeira metallic no 15. I to był dobry wybór. Nić cienka, nie plącząca się, nie przecierająca. I jaka wydajna!

Efekt końcowy wyszedł taki (jeżeli klikniecie na zdjęcie to się powiększy, polecam!):



Wprawne oko na powyższym zdjęciu powinno bez problemu dostrzec różnicę w kolorze nici. W rzeczywistości haft tak się mieni i błyszczy, że nie ma to większego znaczenia. Na poniższym zdjęciu na łodydze widać to co najlepsze w Diamancie. Ciemniejsze (czarne) plamy to miejsca w których nić się zaczynała przecierać i wychodził na wierzch czarny rdzeń nici.









Osoby znające wzór z pewnością zauważyły, że brakuje owoców. Efekt ten był zamierzony. Krzew taki właśnie zostanie. Bez owoców. Czemu? Bo taki mi się podoba :) Wada tego haftu, jest upierdliwy do prasowania. Ba przy stosowaniu nici metalicznych w ogóle odradzam prasowanie żelazkami z teflonowymi stopami. Szkoda żelazka. Nici w stosunku do nich są bezlitosne.

Echo Waszych komentarzy:
Czasami mam takie filozoficzne "fazy" ;) A niezależne od tego czy się znajdzie odpowiedź na swoje pytania to chyba czasami warto się zatrzymać i zastanowić nad światem,  a nie pędzić ciągle na oślep, na złamanie karku ;) Dziękuję Wam za komentarze :) Dobrze wiedzieć, że nie ja jedna tak myślę :)


To tymczasem :)



czwartek, 27 lutego 2014

219. Z rozmyślań przy...

Dziś będzie o... a z resztą po co mam pisać od razu o czym będzie. Szacowny gościu, jedno jest pewne: na pewno nie będzie zdjęć. Nie będzie też raczej robótkowo, chociaż będzie dotyczyło robótkowego świata. A więc... (Pani polonistka -  która na egzaminie maturalnym z polskiego powiedziała, że mam się do niej nie przyznawać- powiedziałaby na to "pała bęc!")
No więc Gościu drogi, zaparz sobie herbatki i rozłóż wygodnie nogi, bo chyba będzie długo ;)

Po pierwsze.
Dziś odbyłam wizytę kontrolną. Pan doktor ściągnął mi dwie strzykawki jakichś tam płynów z kolana. Ruchomości stawu nie sprawdziliśmy, więc dalej w 100% nie wiem czy ze ścięgnami jest wszystko w porządku. Przez następne dwa tygodnie (czyli do następnej wizyty) mam leżeć i odpoczywać. A ja durna myślałam, że dzisiaj na jakąś potańcówę wyskoczę z chłopem ;) Pan doktor powiedział mi także, że nie wie dokładnie kiedy, ale kiedyś grozi mi wyzdrowienie. Nie wiem jak on, ale ja innej wersji nie przyjmuję do wiadomości.
Ja chcę do pracy!
Nigdy Wam jeszcze tego nie pisałam, ale mam sadomasochistyczne skłonności - lubię siedzieć w przychodnianych kolejkach. Uwielbiam to po prostu. Jakie rzeczy tam się dzieją czasami to po prostu poezja. Kiedyś na przykład czekając w kolejce czytałam książkę (bez książki albo robótki  i zapasu pożywienia do przychodni ani rusz!). Przyszła jakaś Pani (w wieku starszym) i się pyta: "kto ostatni?". Zgodnie ze stanem faktycznym odpowiedziałam, że ja. Pani kiwnęła głową i usiadła. Kiedy już przyszła moja kolejka Pani się zrywa z siedzenia i pędem do gabinetu. Od razu zareagowałam i informuję Panią: "Przepraszam, ale teraz moja kolej". Pani na to zszokowana odpowiedziała ze zdziwieniem: "to Pani też do lekarza?!". No nie, tak sobie siedzę w kolejce bo nie mam co w domu robić...
A dziś? Przyjeżdżamy na miejsce (mój chłop się musi fatygować ze mną bo sama  nie dam rady dotrzeć na drugi koniec miasta). Przed gabinetem zebrało się już troszkę ludzi, więc mówimy grzecznie "dzień dobry!" i pytamy kto na którą godzinę. A pytamy tak dlatego, że była 7:45, od 7:30 przyjmował lekarz, a ja miałam na 8:00. Co się okazuje. Lekarza jeszcze nie ma i oprócz mnie na 8:00 zapisane są jeszcze 3 osoby. Szybko założony komitet kolejkowy doszedł więc do porozumienia, że nie ma się co kłócić tylko wchodzimy kolejno jak kto przyszedł. No i wszystko byłoby dobrze, gdyby nie przyszła starsza Pani - taka co to pół dnia spędza u lekarzy, a drugie pół zwraca uwagę dzieciom, młodzieży i studentom na temat ich nieobyczajnego zachowania. Jako, że wszystkie krzesełka były zajęte zrzuciła czyjeś rzeczy na ziemię i posadziła swój zacny zad (ktoś w tym czasie nierozważnie udał się do łazienki). Następnie zakomunikowała wszystkim z wyższością, że ona ma na wizytę na 8:15 i ją nie obchodzą żadne ustalenia komitetu kolejkowego. Nie obchodzi jej spóźnienie lekarza, ona ma na 8:15 i o tej godzinie wejdzie.
I przyszła ta godzina. Wybiła 8:15. Jak się okazało, starsza Pani rozsiadła się tak wygodnie, że jak drzwi gabinetu się otwarły i poproszony został następny pacjent, to nie zdążyła się podnieść. Ale, ale... Starsze Panie z generacji "Moherowe berety" zwane też czasami "The Rydzyk`s" szybko się uczą. Para podniosła się Pani  z uszu i z pogardą dla obecnej w kolejce części społeczeństwa podniosła się z krzesła i ruszyła w stronę drzwi gabinetu. I stała przy samym wejściu patrząc z góry na wszystkich. I gdy przyszedł odpowiedni czas mało brakło a by przewróciła osobę wychodzącą tak jej spieszno było!
Heh. Jak zareagowali ludzie? A jak Ty Gościu drogi byś zareagował? Wkurzyli się wszyscy. Przez chwilę sama miałam ochotę Pani przyłożyć kulami, ale pomyślałam sobie "nie warto". Kule pożyczone a jeszcze się kiedyś mogą przydać. Poza tym co to da? Zamiast tego zaczęłam się śmiać. A im bardziej marsową minę Pani robiła i wyżej nos podnosiła tym bardziej się śmiałam. Śmiałam się chamsko i niegrzecznie. Ale zdrowo. W ogóle do całej tej sprawy staram się podchodzić z humorem i uśmiechem na ustach :) Bo to, że będę się denerwować to może mi tylko zaszkodzić, bo to albo żyłka może pęknąć, albo  wrzód się zrobić. Nie zmienia to faktu, że cieszę się jak ktoś mi zdrowia życzy ;)
Jedno pytanie się we mnie od jakiegoś czasu tłucze. To nie mój pierwszy dzień na tym świecie. Lubię ten świat obserwować i to nie tylko zachowania w kolejkach. Ale niech ktoś mi wytłumaczy jak mam szanować starszych ludzi, starszych i w podeszłym wieku, kiedy widzę jak oni się zachowują? Domagają się szacunku, domagają się pierszeństwa w kolejkach. Manifestują swoją wyższość na każdym kroku. Jak mam szanować takich ludzi?  No niech mi to ktoś to wytłumaczy. Ktoś może powiedzieć, że sił nie mają. To niech popatrzy jak żwawo biegną do metra/tramwaju/autobusu. Jakieś inne argumenty?

Teraz inna sprawa.

Miał ty być mój blog o moich robótkach. Tylko o robótkach. Nie pisałam o pracy, nie pisałam o ekologii (oj jaki to popularny jest temat). Nie pamiętam nawet czy Wam się pochwaliłam, że mam wreszcie swoje własne kąty. I to od roku (jakoś tak parę dni temu minął mi rok w moim mieszkanku!)! Przeglądając ostatnio Wasze blogi trafiłam do Tami i do Pimposhki, które też mają już swoje gniazda i je cierpliwie wykańczają. Na bieżąco zdają relacje z postępów na froncie remontowo - budowlanym. Cieszy mnie to bardzo, mogę podpatrzeć ich rozwiązania i się czymś zainspirować. Czytam ich wpisy i komentarze pod nimi zawarte. I jednego tylko nie mogę zrozumieć. Ludzkich komentarzy. Jadu i zawiści w nich zawartych. A może to zazdrość? Pimposhka w jednym z wpisów cieszyła się ze swojej nowej pralki. Kto widział jej wytwory dziewiarskie zrozumie, że jeżeli chce się je prać w pralce to pralka nie może by byle jaka. Komentarz? W XXI wieku w cywilizowanej europie zakup pralki nie powinien być powodem do radości.
Otóż jest to powód do radości. Ja cieszyłam się z betonów, bo zaczynałam od betonów. Od moich betonów. Potem była folia. Folia zastąpiła i drzwi i glazurę. Z każdego postępu się cieszyłam. Cieszyłam się jak szalona z lodówki starej dobrej radzieckiej produkcji. Lodówki starszej ode mnie. Cieszyłam się z pralki. Ze wszystkiego się cieszę. Z zazdrością też się spotkałam w życiu codziennym. Skąd ja na to wszystko biorę pieniądze. Ja pracuję, chłop pracuje. Na dalekie wycieczki nie jeździmy (na bliskie też nie). Nałogów nie mamy. Krótko pisząc oszczędzamy. Ciułamy.  Nie jesteśmy bogaci, ale jesteśmy szczęśliwi. Niesmak we mnie wzbudza zawiść i zazdrość. Po co to komu? I czy coś to zmieni?

Moi Drodzy. Czy ktoś z Was potrafi odpowiedzieć na moje pytania? Jeśli tak to piszcie, bo czasami mam wrażenie że im dłużej żyję tym mniej rozumiem ten świat...


Tym razem to byłoby na tyle. Pozdrawiam serdecznie!

PS. Na koniec jeszcze tylko kolejny stary dobry kawałek:



wtorek, 25 lutego 2014

218. Żółty liść...

Dziś troszkę jesiennie, choć pogoda za oknem wskazywałaby wiosnę...

Otóż, jakiś czas temu przeglądając moje zbiory gazetek zobaczyłam pewien wzór. Serweta wykonana na drutach z motywem liści. Żółtych jesiennych liści:

Serwetę tę można zobaczyć także u ANLE.
 Postanowiłam, że to będzie taki mój mały odchamiacz od haftowania gwiazdy. Chociaż w żółtym serweta ta prezentuje się ślicznie, to jednak do mnie ten kolor po prostu nie przemawia. Ja swoją robię w kolorze białym, z włóczki Kalina okrągłymi drutami 3.0. Robótki przybywa bardzo szybko, ale to głównie dlatego że wzór jest stosunkowo prosty. Ze 145 rzędów mam już 45.

Z pola robótkowego na razie byłoby tyle. Teraz muszę się pokulać posprzątać włóczkę. Gdyż, bo, ponieważ mój zacny sierściuch włóczkę potrafi wyczuć przez trzy reklamówki i dwa kartony. I tak oto dzisiaj, pomiędzy wyjściem z domu mojego chłopa a moim wstaniem z łóżka zdążyła menda jedna całą reklamówkę włóczki zaciągnąć z sypialni do salonu i ją rozbebeszyć...


I tak jeszcze na koniec jako dopełnienie "jesieni":



Jeszcze tylko echo Waszych komentarzy:
Monika B. - pewnie, że dobrze jest się uczyć nowych technik :) Do opanowania mam jeszcze sporo, ale jak na razie "choruję" na papierową wiklinę. Niestety za mało sprawne mam chyba do tego ręce bo mi nie wychodzi to jak powinno...



niedziela, 23 lutego 2014

217. Druty, druty i jeszcze raz druty


Dzisiaj wpis drutowy, bo się Wam muszę pochwalić, że opanowałam nową technikę -  double knitting! A chodzi w niej o to, że jednocześnie dziergamy i lewą i prawą stronę, powstaje nam wtedy "negatyw" i "pozytyw". Dla tych co nie zrozumieli na lewej jest czarno biały wzór. Na prawej to co na lewej było czarne, teraz jest białe, a to co było białe jest czarne. Z obu stron mamy prawe oczka, a całość przerabia się na dwóch drutach lewa - prawa. Mi wyszło coś takiego (taka mała wprawka):




Już mam pomysł do czego wykorzystać tę technikę, ale najpierw muszę wykończyć to co pozaczynałam, w tym zaległe UFOki.

Gdyby ktoś z Was chciał się nauczyć tej techniki to polecam zajrzenie do Eksperymentów z drutami,  tam jest wszystko tak łopatologicznie wytłumaczone, że nawet ja zrozumiałam :)

A teraz echo Waszych komentarzy:
Katarzyna G -  ja Ci właśnie palcem kiwam, wskazującym prawej ręki!
Meri - ja widziałam z tymi mikołajami, gwiazda chyba ostatnia była więc ją wzięłam. Ładna była jeszcze świeczka, ale szybko wyszły wszystkie.
Mary Nama - no cóż bywa i tak... zapraszam serdecznie jak najczęściej w moje progi :)
Anna M - z kiziora to jest niezły gagatek, i nic sobie ze swoich Państwa nie robi...

A teraz uciekam do gwiazdy...