Znów mam "fazę" na wykańczanie zapasów resztek włóczki. A że dodatkowo dosyć długo nie robiłam na szydełku więc jak mnie natchnęło to się wzięłam do roboty :)
Zwykle się to zaczyna od wywalenia całej zawartości włóczki na podłogę. I tak przez godzinę oddzielam potrzebne mi kłębuszki od tych niepotrzebnych. Do tego projektu wybrałam taki oto stosik (w rzeczywistości się okazało, że nie wszystkie kłębki użyłam):
Potem przy pomocy szydełka wydziergałam "placki". Jedne były większe inne mniejsze. Wszystkie były kolorowe:
Następnie placki te wypełniłam czymś co się zowie "owata" (kupiłam na All***) - wiedziałam, że je będę wypychać więc zostawiłam przeznaczony do tego otwór:
Po pierwszym wieczorze powstały takie kulki:
Pod koniec drugiego wieczora było ich tyle:
Potem po gimnastykowaniu się ze zszywaniem wszystkich kul powstało coś takiego:
Ale niech zdjęcie Was nie zwiedzie. To nie jest szalik, ani tymbardziej korale w skali makro ;), ponieważ pierwsza kula została wzbogacona o pewne elementy:
W postaci naszywanych wypukłych oczu, ust i brwi ;)
Całość prezentuje się jak widać:
Potwór ten zaległ przy drzwiach na ganek przez które wieczorami niesamowicie ciągnie chłodem. Taki element kolorowo - funkcjonalny. Minus tego rozwiązania jest taki, że kule nie przylegają idealnie do podłogi, więc nie przykrywa szczelnie szpary, no ale lepsze to niż nic.
Przy okazji pozbyłam się paru kłębuszków ;) a już najwyższa pora na to ;)
W międzyczasie dalej robię kwadraty.
Pozdrowienia dla Wszystkich odwiedzających ;)
Świetny pomysł, ale jakoś tak smutno mi się zrobiło, jak napisałaś o tym leżeniu pod drzwiami. Jeśli mogę coś doradzić, to używaj mniejszego szydełka do takich prac, żeby "owata" nie była widoczna przez dziurki.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę miłego dziergania,
Kasia.