Moja praca nad dynią ruszyła z kopyta...
Było tak:
Następnego dnia tak:
Bywała też czasami do góry nogami:
Ale z dnia na dzień rosła i rosła i rosła....:
W niedzielę stwierdziłam, że jest brudna. Postanowiłam ją wykąpać.
Moczyła się i moczyła:
Potem się suszyła na gorącym kaloryferze. Dziś przeżyła baaaardzo gorące tet a tet (czy jak to sie pisze, ale było gorąco ;)) z żelazkiem:
I zaczęło się plątać. Doprawdy nie wiem co mnie podkusiło, żeby gałązkę haftować muliną metaliczną DMC (nie lubię jej tak jak Gargamel smerfów, plącze mi się, skręca, łamie, rozdwaja... )
Na zdjęciu widać jak się mieni, lecz kolor jest przekłamany (ciemniejszy niż w rzeczywistości):
A teraz rozmiar moich dzisiejszych parogodzinnych dokonań (na przekór troszkę, zdjęcie będzie bokiem):A teraz idę zająć się czymś przyjemnym. Może zrobię skarpetę, aczkolwiek nic mi dziś nie idzie. Ani w pracy, ani z robótkami jak widać powyżej ;)
Dynia super :) niemniej chciałbym zwrócić Twoją uwagę na fakt, iż Gargamel Smerfów nie nienawidził tylko uwielbiał. A najbardziej uwielbiał marzyc o tym jak robi z nich potrawkę ;)
OdpowiedzUsuńz niecierpliwością wypatruję kolejnej odsłony SALowej dyni :) bo zapowiada się fajnie... i życzę cierpliwości! :)
OdpowiedzUsuń