No cóż. Niektóre z Was już pewnie skończyły. Ja niestety jeszcze nie. Wydaje mi się, że minęłam półmetek. Nie. Nie ślimaczę się. Ja po prostu delektuję się jesienią i jesiennym haftem ;)
A tak na prawdę?? Przygotowywałam wymiankę dla Ani. i już wiem, że Ania jest zadowolona i może będzie dalsza współpraca :) A potem miałam wizję. Przyszedł mi do głowy Czerwony Kapturek :) Jak tylko znajdę jakiegoś wilka to wstawię zdjęcia ;)
A teraz bez owijania w bawełnę pokazuję ostatnie "przybytki":
Byłoby więcej, ale zirytowałam się na plączącą się nitkę. Jak rozwiązałam jeden supeł to zrobił się drugi. I tak co chwila. Wzięłam więc nożyczki "rozwiązując" (prawie jak Aleksander Macedoński) swój problem i postanowiłam odłożyć ten hafcik do jutra ;)
Ojej, ty masz więcej dyni wyszytej niż ja. Chyba jestem na samiutkim końcu... nic to ja ja dokończę... na pewno.
OdpowiedzUsuńskoro poplątany świat, to i poplątane nitki :) postępy w pracy nad dynią widoczne gołym okiem, tak trzymać!
OdpowiedzUsuńJutro wrzuce na blog Twoje śliczne wytworki :-) a mojej Gwiazdce tak się podobają że chciała spać w małym łóżeczku ;-)
OdpowiedzUsuńNie przejmuj się, i tak masz bardzo dużo dyni:)Moja dynia to już do moich UFO'ków dołączyła:)
OdpowiedzUsuń