czwartek, 26 kwietnia 2012

105. Dziczy wpis

Dawno nic nie umieszczałam. Na razie niestety nic nowego nie pokażę, bo nic na razie pokazać nie mogę. Nadrabiam zaległości: przygotowuję przesyłki do wysyłki i uczę się.
Z facebookowym salem siedzę w lesie. Drzew i krzewów nie przybyło chyba od tygodnia. Za to wykańczam powoli inne maleństwa, chyba, że one wcześniej wykończą mnie ;). Z tym to akurat różnie może być niestety...
A teraz Wam coś opowiem :)
Wczoraj myślałam, że dostanę zawału. Jechałam z pracy do domu. Śpieszyłam się bardzo więc cisnęłam na pedały ile sił w nogach miałam. Chciałam po prostu uciec przed ulewą która deptała mi po piętach. Wyjeżdżam zza górki, patrzę a tu stoi sobie coś na drodze. Podjechałam ciut bliżej czując zaczynający padać deszcz. Patrzę. A to DZIK! On stoi na asfalcie i patrzy się na mnie. Nosem niucha, uszami strzyże. Krok w przód i krok w tył robi. Już miałam zawracać kiedy z naprzeciwka przejechał samochód. Na szczęście kierowca zatrąbił i dziku wszedł do rowu przy drodze. A ja jak jełop jeden w tym czasie stałam w deszczu patrzyłam na tego dzika a on na mnie. Nie wiem o czym on myślał, ale ja rozważałam jak szybko on potrafi biegać i czy dam radę koło niego przejechać...
Do domu miałam, chyba ze 300 m. A przyjechałam taka mokra, że masakra. Zeby było ciekawiej: wstawiłam rower do garażu, weszłam do domu i nagle deszcz przestał padać i słońce wyszło...

Do dzikich zwierząt podchodzę (odchodzę ;)) z rezerwą (i szybko). W poniedziałek spotkałam dwa pasiaki na drodze leśnej. Wolałam się wycofać niż czekać na ich mamę. Tym bardziej, że nie wiedziałam gdzie jest. A taki maluch może nawet z "radości" kwiknąć a matula już leci z ryjem! Nie chcę sprawdzać swoich zdolności w sprincie na 100m, tym bardziej że wiem że mam kiepskie osiągi.
Nie podchodzę, nie dotykam. Wolę pójść w swoją stronę i poczekać aż zwierz pójdzie w swoją. Tak samo jak dziki traktuję sarny, jelenie, dzikie ptaki... Zwłaszcza sarny. Nigdy nie dotykam "samotnej, pozostawionej bez opieki, biednej sarenki, która leży w trawie zwinięta w kłębęk". NIGDY! Bo wiem, że matula jest gdzieś w pobliżu i nie ma tyle sił co Locha (Pani Dzik). I wiem, że jak dotknę tę biedną sarenkę to matka już do niej nie wróci (ma to związek z zapachem który pozostawiamy po sobie).

Wiem, że mimo wszsytko do mnie zaglądacie, więc mam prośbę: pomóżcie mi
rozgłosić hasło:

 "NIE DOTYKAM DZIKICH ZWIERZĄT!". 

Mnie tak ktoś kiedyś nauczył. Teraz wiem, że takie postępowanie ułatwia życie nam i zwierzętom.
Może któraś z Was ma pomysł na banerek??

Pozdrawiam serdecznie wszystkich zaglądaczy i witam nowych obserwatorów :)

2 komentarze:

  1. wow, no to miałaś przygodę :o ja chętnie pomogę rozgłosić hasło :) ale pomysłu na banerek nie mam :<

    OdpowiedzUsuń
  2. skoda, Że nie umiem robić banerków :(
    historia jak żywcem z Chmielewskiej wyjęta :D
    pozdrawiam, ściskam i uśmiech zostawiam :)

    OdpowiedzUsuń