czwartek, 27 lutego 2014

219. Z rozmyślań przy...

Dziś będzie o... a z resztą po co mam pisać od razu o czym będzie. Szacowny gościu, jedno jest pewne: na pewno nie będzie zdjęć. Nie będzie też raczej robótkowo, chociaż będzie dotyczyło robótkowego świata. A więc... (Pani polonistka -  która na egzaminie maturalnym z polskiego powiedziała, że mam się do niej nie przyznawać- powiedziałaby na to "pała bęc!")
No więc Gościu drogi, zaparz sobie herbatki i rozłóż wygodnie nogi, bo chyba będzie długo ;)

Po pierwsze.
Dziś odbyłam wizytę kontrolną. Pan doktor ściągnął mi dwie strzykawki jakichś tam płynów z kolana. Ruchomości stawu nie sprawdziliśmy, więc dalej w 100% nie wiem czy ze ścięgnami jest wszystko w porządku. Przez następne dwa tygodnie (czyli do następnej wizyty) mam leżeć i odpoczywać. A ja durna myślałam, że dzisiaj na jakąś potańcówę wyskoczę z chłopem ;) Pan doktor powiedział mi także, że nie wie dokładnie kiedy, ale kiedyś grozi mi wyzdrowienie. Nie wiem jak on, ale ja innej wersji nie przyjmuję do wiadomości.
Ja chcę do pracy!
Nigdy Wam jeszcze tego nie pisałam, ale mam sadomasochistyczne skłonności - lubię siedzieć w przychodnianych kolejkach. Uwielbiam to po prostu. Jakie rzeczy tam się dzieją czasami to po prostu poezja. Kiedyś na przykład czekając w kolejce czytałam książkę (bez książki albo robótki  i zapasu pożywienia do przychodni ani rusz!). Przyszła jakaś Pani (w wieku starszym) i się pyta: "kto ostatni?". Zgodnie ze stanem faktycznym odpowiedziałam, że ja. Pani kiwnęła głową i usiadła. Kiedy już przyszła moja kolejka Pani się zrywa z siedzenia i pędem do gabinetu. Od razu zareagowałam i informuję Panią: "Przepraszam, ale teraz moja kolej". Pani na to zszokowana odpowiedziała ze zdziwieniem: "to Pani też do lekarza?!". No nie, tak sobie siedzę w kolejce bo nie mam co w domu robić...
A dziś? Przyjeżdżamy na miejsce (mój chłop się musi fatygować ze mną bo sama  nie dam rady dotrzeć na drugi koniec miasta). Przed gabinetem zebrało się już troszkę ludzi, więc mówimy grzecznie "dzień dobry!" i pytamy kto na którą godzinę. A pytamy tak dlatego, że była 7:45, od 7:30 przyjmował lekarz, a ja miałam na 8:00. Co się okazuje. Lekarza jeszcze nie ma i oprócz mnie na 8:00 zapisane są jeszcze 3 osoby. Szybko założony komitet kolejkowy doszedł więc do porozumienia, że nie ma się co kłócić tylko wchodzimy kolejno jak kto przyszedł. No i wszystko byłoby dobrze, gdyby nie przyszła starsza Pani - taka co to pół dnia spędza u lekarzy, a drugie pół zwraca uwagę dzieciom, młodzieży i studentom na temat ich nieobyczajnego zachowania. Jako, że wszystkie krzesełka były zajęte zrzuciła czyjeś rzeczy na ziemię i posadziła swój zacny zad (ktoś w tym czasie nierozważnie udał się do łazienki). Następnie zakomunikowała wszystkim z wyższością, że ona ma na wizytę na 8:15 i ją nie obchodzą żadne ustalenia komitetu kolejkowego. Nie obchodzi jej spóźnienie lekarza, ona ma na 8:15 i o tej godzinie wejdzie.
I przyszła ta godzina. Wybiła 8:15. Jak się okazało, starsza Pani rozsiadła się tak wygodnie, że jak drzwi gabinetu się otwarły i poproszony został następny pacjent, to nie zdążyła się podnieść. Ale, ale... Starsze Panie z generacji "Moherowe berety" zwane też czasami "The Rydzyk`s" szybko się uczą. Para podniosła się Pani  z uszu i z pogardą dla obecnej w kolejce części społeczeństwa podniosła się z krzesła i ruszyła w stronę drzwi gabinetu. I stała przy samym wejściu patrząc z góry na wszystkich. I gdy przyszedł odpowiedni czas mało brakło a by przewróciła osobę wychodzącą tak jej spieszno było!
Heh. Jak zareagowali ludzie? A jak Ty Gościu drogi byś zareagował? Wkurzyli się wszyscy. Przez chwilę sama miałam ochotę Pani przyłożyć kulami, ale pomyślałam sobie "nie warto". Kule pożyczone a jeszcze się kiedyś mogą przydać. Poza tym co to da? Zamiast tego zaczęłam się śmiać. A im bardziej marsową minę Pani robiła i wyżej nos podnosiła tym bardziej się śmiałam. Śmiałam się chamsko i niegrzecznie. Ale zdrowo. W ogóle do całej tej sprawy staram się podchodzić z humorem i uśmiechem na ustach :) Bo to, że będę się denerwować to może mi tylko zaszkodzić, bo to albo żyłka może pęknąć, albo  wrzód się zrobić. Nie zmienia to faktu, że cieszę się jak ktoś mi zdrowia życzy ;)
Jedno pytanie się we mnie od jakiegoś czasu tłucze. To nie mój pierwszy dzień na tym świecie. Lubię ten świat obserwować i to nie tylko zachowania w kolejkach. Ale niech ktoś mi wytłumaczy jak mam szanować starszych ludzi, starszych i w podeszłym wieku, kiedy widzę jak oni się zachowują? Domagają się szacunku, domagają się pierszeństwa w kolejkach. Manifestują swoją wyższość na każdym kroku. Jak mam szanować takich ludzi?  No niech mi to ktoś to wytłumaczy. Ktoś może powiedzieć, że sił nie mają. To niech popatrzy jak żwawo biegną do metra/tramwaju/autobusu. Jakieś inne argumenty?

Teraz inna sprawa.

Miał ty być mój blog o moich robótkach. Tylko o robótkach. Nie pisałam o pracy, nie pisałam o ekologii (oj jaki to popularny jest temat). Nie pamiętam nawet czy Wam się pochwaliłam, że mam wreszcie swoje własne kąty. I to od roku (jakoś tak parę dni temu minął mi rok w moim mieszkanku!)! Przeglądając ostatnio Wasze blogi trafiłam do Tami i do Pimposhki, które też mają już swoje gniazda i je cierpliwie wykańczają. Na bieżąco zdają relacje z postępów na froncie remontowo - budowlanym. Cieszy mnie to bardzo, mogę podpatrzeć ich rozwiązania i się czymś zainspirować. Czytam ich wpisy i komentarze pod nimi zawarte. I jednego tylko nie mogę zrozumieć. Ludzkich komentarzy. Jadu i zawiści w nich zawartych. A może to zazdrość? Pimposhka w jednym z wpisów cieszyła się ze swojej nowej pralki. Kto widział jej wytwory dziewiarskie zrozumie, że jeżeli chce się je prać w pralce to pralka nie może by byle jaka. Komentarz? W XXI wieku w cywilizowanej europie zakup pralki nie powinien być powodem do radości.
Otóż jest to powód do radości. Ja cieszyłam się z betonów, bo zaczynałam od betonów. Od moich betonów. Potem była folia. Folia zastąpiła i drzwi i glazurę. Z każdego postępu się cieszyłam. Cieszyłam się jak szalona z lodówki starej dobrej radzieckiej produkcji. Lodówki starszej ode mnie. Cieszyłam się z pralki. Ze wszystkiego się cieszę. Z zazdrością też się spotkałam w życiu codziennym. Skąd ja na to wszystko biorę pieniądze. Ja pracuję, chłop pracuje. Na dalekie wycieczki nie jeździmy (na bliskie też nie). Nałogów nie mamy. Krótko pisząc oszczędzamy. Ciułamy.  Nie jesteśmy bogaci, ale jesteśmy szczęśliwi. Niesmak we mnie wzbudza zawiść i zazdrość. Po co to komu? I czy coś to zmieni?

Moi Drodzy. Czy ktoś z Was potrafi odpowiedzieć na moje pytania? Jeśli tak to piszcie, bo czasami mam wrażenie że im dłużej żyję tym mniej rozumiem ten świat...


Tym razem to byłoby na tyle. Pozdrawiam serdecznie!

PS. Na koniec jeszcze tylko kolejny stary dobry kawałek:



3 komentarze:

  1. Ojoj jakie tu dzisiaj rozważania nad ludzkością odchodzą :) Nie wiem czy znajdziesz odpowiedzi na swoje pytania... Co do staruszków to myślę że oni są tacy, bo sytuacja w Polsce nie jest zbyt ciekawa. Oni po prostu na stare lata nie mają powodów do radości i stąd ta zgorzkniałość w nich. Od sześciu lat mieszkam w Irlandii i powiem Ci że tutaj starsi ludzie są zupełnie inni. Usmiechają się, żyją swoim drugim życiem, a dlaczego? Bo nie muszą się martwić jak np mojej śp Babcia czy z wypłaty kupić lekarstwa czy zapłacić za mieszkanie. Nie liczą każdego grosza bo wiele zapewnia im państwo. Mogą sobie pozwolić na wycieczki czy samochody czy nawet na wyjścia do restauracji raz na jakiś czas. Spokój życia wiele daje... a na pewno ma wpływ na podejście do wszystkiego wokół.
    Jeśli chodzi o drugie pytanie to zazdrość jest, była i będzie. I nikt tego nie zmieni - będziesz się z nią stykać na każdym kroku a to dlatego że są równi i równiejsi :/

    OdpowiedzUsuń
  2. Cóż, starszy narzekają, że młodym brak kultury, a sami jak ostatnie chamstwo potrafią się zachować... Wpychanie się na chama do tramwaju, ledwo ten się zatrzymał i zdeptywanie ludzi, którzy chcą wysiąść, pyskowanie im i walenie z łokcia czy laski na porządku dziennym są. Ale najgorszy wiek, jak wynika z moich obserwacji to takie mocne 50 do 65.. Pretensje i oburzenie, że świat nie pada na klęczki przed delikwentem/delikwentką..
    Co do zazdrości - cóż, ja do tej pory nie przyznałam się niektórym znajomym, że kupiliśmy wypasioną superdupertop model lodówkę w zeszłym roku. Tak naprawdę, to kupiliśmy ją, bo się nam spodobała i miała wszystkie funkcje, których szukaliśmy. A to, że połowę sfinansowali w prezencie moi rodzice, a na drugą połowę miałam zaoszczędzoną kasę z 13 (jeden z nielicznych uroków budżetówki) - kogo by to obeszło? Liczy się tylko, że mamy super lodówkę. To, że sporo osób mogło by sobie spokojnie również kupić niezły sprzęt gdyby a) trochę pooszczędzali b) dokładnie przejrzeli oferty sklepów i sprecyzowali swoje oczekiwania - nikomu nie przyjdzie do głowy. Kompletnie nie wiem, z czego to się bierze, aż taki poziom zawiści.. szczególnie, jak wspominam dzieciństwo czy opowieści rodziców, jak sobie wszyscy pomagali w latach 60-tych czy 70-tych... Jak pies ogrodnika, sam nie zje i drugiemu nie da.
    Wczoraj był Tłusty Czwartek, więc pamiętaj, że pączek pączkowi człowiekiem ;]

    OdpowiedzUsuń
  3. Ach, z tymi "moherkami" to też miewam przejścia w przychodni, zwłaszcza kiedy czekam w kolejce ze słaniającym się z gorączki dwulatkiem... A zawistnych ludzi wszędzie pełno. Nie mogą wylewać swojego jadu w "realu", to czynią to tutaj, w wirtualnym świecie. Nie warto się takimi przejmować. Ja dostałam taką nieprzyjemną lekcję od życia, że nigdy jej nie zapomnę. Ale jak to mówią, co nas nie zabije... Nauczyłam się ignorować takich ludzi i żyć swoim życiem. Także - głowa do góry i nie zawracaj sobie głowy zazdrośnikami, szkoda czasu i nerwów, lepiej spożytkować energię w miły sposób :)

    OdpowiedzUsuń